Marcin oczywiście upierał się, żebyśmy zobaczyli stadion Wisły Kraków... Na szczęście tylko z zewnątrz :D
Ja, gdyby działo się to w tym roku, wybrałabym przejście ulicą Akademicką, a dalej przekraczając ul. Reymonta, na wprost przez park Jordana - ścieżka prowadzi prosto na nowy pomnik niedźwiadka Wojtka, dzielnego kaprala armii Andersa :)
![]() |
Błonia i cel wędrówki |
Kopiec Kościuszki (50°3'17.29"N, 19°53'36.043"E)
Panorama miasta...
... i znowu stadion ;)
Okolica bardzo zielona, a na horyzoncie widać nawet Tatry :)
W cenie biletu (12/10zł - darmowy wstęp w dniach związanych z Kościuszką: 4 II, 24 III, 15 X) mamy wstęp na kilka wystaw. Warto przy tej okazji "liznąć" trochę historii, bo ekspozycje są całkiem ciekawe.
Bezpośrednio spod kopca można złapać miejski autobus - linie 100 i 101 (każda kursuje co godzinę, ale czas ich odjazdu mija się o 30 minut, więc jeśli chce się podjechać kawałek, nie trzeba czekać tak długo). Nie sprawdziliśmy wcześniej rozkładu i pech - musieliśmy czekać około 25 minut na nasz autobus... Tym bardziej ucieszyliśmy się, gdy pojazd wkrótce podjechał! Pomyśleliśmy, że sprawdziliśmy rozkład na zły dzień tygodnia i po zakupie biletu u kierowcy (w okolicy nie ma kiosku ani automatu, autobus też nie był w niego wyposażony), zadowoleni usadowiliśmy się na siedzeniu. Wiedzieliśmy tylko w jakim kierunku mamy jechać i na jakim przystanku wysiąść. Tu wkracza element przygody: przejechaliśmy już liczbę przystanków, jaka miała nas doprowadzić do miejsca przesiadki, a nazwy przystanków nijak się nie zgadzały... :D Po naliczeniu 3-4 więcej niż mieliśmy jechać, zaniepokojeni zapytaliśmy kierowcy o nasz docelowy przystanek. "To nie w tym kierunku!..." usłyszeliśmy i czym prędzej wysiedliśmy. Hmm, no jak to, pod górkę z kopca autobus przecież nie odjeżdża!
Rozwiązanie zagadki jest prawdopodobnie takie: autobusy aby nie stać pod kopcem na końcowym przystanku zbyt długo, zamieniają się liniami :) Wydaje mi się, że w momencie, gdy wsiadaliśmy do środka, kierowca sprytnie podmienił tabliczkę ;)
Koniec końców, udało nam się dotrzeć (nie powiem jak, bo sama nie wiem :) ) do kolejnego celu:
Muzeum lotnictwa - o tutaj!
Widząc nowoczesną bryłę trudno uwierzyć, że muzeum utworzono w latach 60. poprzedniego wieku. Nowy gmach został otwarty w roku 2010 i stanowi tylko część obszaru ekspozycji, muzeum jest większe niż się wydaje. Bilety kosztują 14/7 zł, warto zaplanować sobie wizytę we wtorek, kiedy wstęp jest wolny.
Dla fanów lotnictwa atrakcja niesamowita, jest tam tak wiele maszyn, że chodzi się wokół nich aż do znudzenia! :D Od helikopterów, przez wojskowe i pasażerskie samoloty, aż do tych wykorzystywanych w rolnictwie.
Całe szczęście, na tej rozległej przestrzeni można znaleźć miejsce na odpoczynek.
![]() |
pod skrzydłami |
Pod dachem też zgromadzono wiele eksponatów.
Marcin w pokoju z czerwonym światłem :D |
mój nowy outfit |
Po długim spacerowaniu między samolotami, wracamy do bazy - na rynek, gdzie dołącza do nas moja przyjaciółka. Wreszcie czas na...
Kościół Mariacki
Kolejny symbol Krakowa, który trzeba zobaczyć na własne oczy - choćby dlatego, że fotografowanie wewnątrz wiąże się z dodatkową opłatą... Ale turyści nieszczególnie się tym przejmują ;) Poniżej zdjęcie Zupełnie Niewiadomego Pochodzenia:
Co prawda w trakcie nabożeństw zwiedzać nie można, ale już tuż po nich / przed nimi - łatwo wejść do środka bez konieczności zakupu biletu, dlatego właśnie udaliśmy się tutaj w niedzielę. Wstęp jest wtedy ograniczony do połowy kościoła, ale i tak da się wszystko dokładnie obejrzeć.
![]() |
sukiennice |
a my nie mieliśmy czasu do stracenia - chcieliśmy zobaczyć zegar na dziedzińcu Collegium Maius Uniwersytetu Jagiellońskiego, a zbliżała się pełna godzina. Po drodze zachodzimy (o ile się nie mylę - był to sklepik Chimery na ul. św. Anny) jednak na sorbety, o których zdecydowanie mogę powiedzieć, że królują wśród sorbetów :D Były tak dobre, że w tym roku zamierzamy pojechać specjalnie po to, by je zjeść!
![]() |
(wyglądają trochę śmiesznie) |
![]() |
alternatywny sposób zwiedzania ;) |
Ostatniego dnia rano wracamy do zegara. Przedstawienie trwa około 3 minuty, figurki przemierzają w szeregu drogę od drzwi do drzwi przy melodii Gaudeamus Igitur. Jak sprawdziliśmy, grający zegar można zobaczyć o godzinach: 9:00, 11:00, 13:00, 15:00 i 17:00.
Stamtąd udajemy się na dzielnicę Kazimierz.
targ i słynny okrąglak z zapiekankami |
![]() |
klimatyczne kawiarnie |
cmentarz |
mapka |
Synagogi można zwiedzić za opłatą, na szczęście kościoły katolickie można zobaczyć za darmo:
leniuchujący święty (no tak... bazylika Bożego Ciała jest w remoncie) |
No, może po rosarium spodziewaliśmy się czegoś więcej niż sklepiku z dewocjonaliami, ale budynek - zabytkowa dzwonnica - jest ciekawy.
Na obiad rozdzielamy się: dziewczyny odwiedzają wegetariańską knajpkę, a raczej bar sałatkowy Chimera (tak, ta sama Chimera, z tym że wchodzi się głębiej w bramę), a Marcin idzie na jakieś staropolskie mięcho ;) Jestem pewna, że my wyszłyśmy na tym lepiej: do wyboru są naprawdę różne dania, bardzo smaczne, które bierze się "na porcje", no i niedrogie: 13zł mały zestaw, 17 - duży. Miło się też tam siedzi, nad głową mamy szklany dach. Wystrój zmieniany jest zależnie od pory roku.
Prosto ze starego miasta idziemy na Dworzec Główny i kończymy nasz krakowski weekend.
Jak pisałam kiedyś, każda podróż czegoś uczy - tym razem po powrocie doceniamy, jak łatwo w Lublinie kupić bilet komunikacji miejskiej :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz